Pora na atrakcję turystyczną, którą niektórzy uważają za jedno z najciekawszych miejsc w okolicach Kuala Lumpur, a inni twierdzą, że to tylko strata czasu.
Mowa o jaskiniach Batu, które raz w roku (styczeń lub luty), stają się celem ponad miliona pielgrzymów. Thaipusam, to hinduistyczne święto, poświęcone bogowi Muruganowi. Właśnie w Batu Caves znajduje się największa na świecie, mierząca ponad 40 metrów, statua tego hinduistycznego bóstwa. Na jej pomalowanie zużyto ok. 300 litrów złotej farby, a koszt całej inwestycji wyniósł ~2,5 miliona ringgit. Nic zatem dziwnego, że pod samym posągiem postawiona zostało gigantyczna „puszka” na datki.
Każdego roku, kolorowe procesje wyruszają ze świątyni Sri Maha Mariamman w Kuala Lumpur do oddalonego o 15 km Batu Caves. Wierni idą boso, niektórzy na swoich ramionach niosą ciężkie kavadi (ołtarzyki), inni na głowach naczynia wypełnione mlekiem. Jakby tego było mało, u niektórych pielgrzymów można dostrzec haczyki wbite w plecy.
Duchowe przygotowania pielgrzymów zaczynają się ze sporym wyprzedzeniem, miesiąc wcześniej przechodzą na wegetariańską dietę, a kilka dni przed Thaipusam na ścisły post. W drodze poszczególni pielgrzymi zatrzymują się i tańczą w rytm bębnów, niektórzy zachowują się jakby byli w transie. Zwieńczeniem wędrówki jest modlitwa i złożenie darów w skalnej świątyni, do której prowadzą 272 stopnie.
Batu Caves w czasie Thaipusam zamienia się w niezwykłe miejsce: barwne, gwarne i tłoczne – to naprawdę trzeba zobaczyć na własne oczy. Nie liczcie jednak na drastyczne sceny i zapach krwi unoszący się w powietrzu. Thaipusam w Batu Caves ma przede wszystkim wymiar religijny. Jednak w skomercjalizowanym świecie żadne wydarzenie nie obejdzie się bez wesołego miasteczka i straganów z jedzeniem czy biżuterią.
W każdy inny, zwykły dzień to miejsce też nie narzeka na brak zainteresowania, ale moim zdaniem nie wywołuje efektu WOW – ot, kolejna atrakcja do odhaczenia.
Wdrapanie się na samą górę, do głównej świątyni, może okazać się nadmiernym wysiłkiem w stosunku do tego co otrzymamy. Aby osiągnąć cel, w skwarze należy wejść po zniszczonych i brudnych schodach, przy okazji uważać na makaki, które mogą sterroryzować pozytywnie nastawionego do nich turystę. Powiedzmy, że pokonaliśmy prawie 300 schodków, oczom ukazuje się jaskinia, w której od razu nasz wzrok odwracają migające obrazki. Mijając „odpustowe” stragany po chwili docieramy do małej i zniszczonej świątyni, w której modli się kilkanaście osób, a obok leży wpół żywa kura bez jednej nogi. Na koniec głowę automatycznie kierujemy ku górze, podążamy za światłem, aby przez ogromną szczelinę w skale dostrzec niebo. I to cała moc czekających na nas atrakcji, przed nami już tylko droga powrotna w dół.
Dla zawiedzionych osób pocieszająca może okazać się wizyta w innej jaskini tj. Dark Cave (wejście na poziomie 200 schodka), którą zwiedza się z przewodnikiem, nietoperzami i innymi mieszkańcami czyhającymi w zakamarkach tego mrocznego miejsca.
Po zejściu na dół, kierując się w stronę stacji KTM, przy okazji warto odwiedzić kolorową jaskinię, w której znajdują się figury różnych bóstw.
Na zakończenie wyprawy do Batu Caves miła Pani, na dowolnie wskazanym miejscu na ciele, henną namaluje ładny wzór (koszt: kilkanaście ringgit).
Dojazd z Kuala Lumpur jest tani (~1,30 RM) i bardzo wygodny. Na stacji np. KL Sentral należy wsiąść do pociągu KTM – Komuter (odjazd co 30 minut, notoryczne opóźnienia), który po 25 minutowej podróży zatrzyma się na stacji Batu Caves, niemalże u stóp ogromnej statuy Murugana.